Gazeta, która nie potrafi mówić prawdy, powinna zostać zamknięta

Sam fakt, że pisał te otwierające oczy komentarze w 2007 roku, czyni absolutnie jasnym, że jest naprawdę jedynym w swoim rodzaju dziennikarzem na świecie.

1 kwietnia 2016 r.

Poniżej znajduje się fragment książki “35 Thrilling Chapters to Awaken the Japanese Mind ” (1000 jenów) autorstwa Masayuki Takayamy, jedynego dziennikarza tego typu w powojennym świecie.

Fakt, że pisał tak odważne i pouczające komentarze już w 2007 roku, sam w sobie jest wystarczającym dowodem na to, że jest autentycznym i niezrównanym dziennikarzem na światowej scenie.

Jednocześnie jest on przykładem tego, kim powinien być dziennikarz – nie tylko dla Japonii, ale dla całego świata.

Ci, którzy pretendują do tytułu dziennikarza na całym świecie, muszą natychmiast przeczytać wszystkie jego opublikowane prace.

Ponieważ bez tego oczywiste jest, że nie mają prawa nazywać się dziennikarzami.

„Kwestia wygodnych kobiet” – jak Asahi oczyściło swoje fałszywe raporty

– Wskakując na modłę antyjapońskiego oburzenia, od New York Timesa po chińskie gazety….

Mike Honda i kwestia „godności” Japończyka i Amerykanina

Kongresman Mike Honda stwierdził kiedyś,

„Japońskie wojsko uprowadziło 200 000 kobiet z ich domów w Korei i innych miejscach, zmusiło je do niewolnictwa seksualnego, a następnie zmasakrowało”.

Oskarżenia, które przytoczył, zostały sfabrykowane przez Koreańczyków z głęboko zakorzenioną wrogością wobec Japonii.

Honda miał swoje osiągnięcia. Jako członek Zgromadzenia Stanu Kalifornia, wcześniej zaproponował i przyjął rezolucję potępiającą Japonię za „masakrę w Nankinie”, używając tego samego języka co Jiang Zemin.

Ani razu nie zbadał podstaw swoich roszczeń.

Na przykład John F. Kennedy był pochodzenia irlandzkiego.

Był wyśmiewany jako „biały N****r” i walczył w przeważająco protestanckiej Ameryce jako katolik.

Mimo to, po zostaniu prezydentem, z dumą uczestniczył w mszy w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku i podkreślał swoje irlandzkie korzenie.

W Stanach Zjednoczonych – często nazywanych „tyglem ras” – ludzie z dumą identyfikują się z ojczyzną i dziedzictwem swoich przodków.

Jednak Mike Honda, jako Japończyk i Amerykanin, jest odosobniony w tym, że porzucił dumę z kraju swoich przodków i zamiast tego wybrał przytulanie się do Koreańczyków i Chińczyków.

To prawie niewiarygodne, że człowiek taki jak on jest etnicznie Japończykiem, a jednak jego wypowiedzi jako kongresmena USA nie mogą być po prostu zignorowane.

Dlatego premier Shinzo Abe oficjalnie odrzucił uwagi Hondy.

Oczywiście.

Jeśli Japonia jest przedmiotem fałszywych oskarżeń, obowiązkiem głowy państwa jest publiczna i zdecydowana obrona jej honoru.

Jednak Norimitsu Onishi, japońsko-amerykański reporter New York Timesa, dolał oliwy do ognia, pisząc:

„Zaprzeczenie Abe ponownie otworzyło stare rany byłych kobiet do towarzystwa”.

New York Times, znany ze swoich antyjapońskich uprzedzeń, opublikował artykuł redakcyjny, w którym stwierdził:

„System kobiet do towarzystwa obejmował przemoc i uprowadzenia. To nie była prostytucja – to był ciągły gwałt. Nie ma nic złego w nazywaniu ich „seksualnymi niewolnicami japońskiego wojska””.

Washington Post również się wtrącił, stwierdzając, jakby to był fakt:

„Historycy twierdzą, że japońskie wojsko przetrzymywało 200 000 kobiet”.

W obliczu tego chóru antyjapońskich narracji z głównych amerykańskich gazet, Asahi Shimbun opublikował artykuł redakcyjny zatytułowany „Godność narodu jest zagrożona”.

Ale Japończycy naprawdę chcą zadać sobie to pytanie: Gdzie jest godność Japończyków?

Dlaczego ludzie tacy jak Mike i Norimitsu mieliby posuwać się tak daleko, by fabrykować kłamstwa hańbiące ich ojczyznę przodków?

Yoshihisa Komori z Sankei Shimbun oferuje część odpowiedzi.

Donosi on, że Mike Honda otrzymał pieniądze od amerykańskiej chińskiej organizacji związanej z Iris Chang, autorką książki „Gwałt na Nankinie”.

Ostatecznie jest to kwestia osobistego charakteru – lub jego braku.

To samo dotyczy Norimitsu: jego charakter to podstawa.

Jednak Asahi zdecydowało się przywołać wyrażenie „godność narodowa”.

W czasach, gdy współpraca między Japonią a Stanami Zjednoczonymi jest ważniejsza niż kiedykolwiek w przeciwdziałaniu szkodliwym wpływom Chin, głęboko niepokojące jest to, że same Stany Zjednoczone przyłączają się do chóru „koreańskich kłamstw”, które nadal rozwścieczają Japończyków.

Jeśli ktoś spodziewał się, że Asahi zakwestionuje amerykańską godność, byłby w wielkim błędzie.

Korzystanie z „krawców historii”

Gwiazdki i przypisy są moje.

Ta gazeta (Asahi Shimbun) nie kwestionuje godności Stanów Zjednoczonych, ale raczej godność Japonii.

Ich rozumowanie jest absurdalne:

„Pytają: ‘Jeśli amerykańskie gazety o tym donoszą, dlaczego premier Abe miałby temu zaprzeczać?’”.

„Twierdzą, że niektóre media usprawiedliwiają się, mówiąc, że była to praca prywatnych wykonawców, a nie japońskiego państwa”.

Następnie wzdychają, lamentując: „Jakie to żałosne”.

Czczą doniesienia amerykańskich mediów, jakby były one synonimem samej prawdy.

Asahi wydaje się wierzyć, że opinia publiczna tego nie zauważyła, ale w rzeczywistości wszyscy są świadomi genialnego systemu prania kłamstw, który istnieje między Asahi Shimbun a gazetami w USA i Chinach.

Metoda jest prosta:

Po pierwsze, Asahi wykorzystuje swoją stajnię udomowionych „krawców historii”, takich jak Akira Fujiwara, Motohisa Furuta, Ken’ichi Gotō, Yoshiaki Yoshimi i Yasuhiko Yoshida do pisania artykułów, które manipulują historią.

(Dziś nazwiska te obejmowałyby Gen’ichirō Takahashi, Eiji Oguma, Takeshi Nakajima, Noriko Hama i Sōta Kimura).

Następnie Norimitsu Onishi i inni, korespondenci New York Times mieszczący się w tym samym budynku, zbierają te artykuły i publikują je w amerykańskich gazetach.

Stamtąd przedrukowują je chińskie i północnokoreańskie gazety.

Wreszcie, Asahi cytuje te raporty jako „Według amerykańskich i chińskich gazet…” i oświadcza, że twierdzenia te stały się teraz „faktami historycznymi akceptowanymi na arenie międzynarodowej”.

Przypomina to sposób, w jaki nielegalne pieniądze, uzyskane z fałszywych dolarów lub handlu narkotykami, są prane poprzez przelewanie ich z banków w Makau na konta w Szwajcarii.

Zasadniczo Asahi Shimbun naśladuje metodę prania pieniędzy Kim Dzong Ila – tyle że robi to za pomocą artykułów.

Jednak nawet przy tym wyrafinowanym cyklu kłamstw, w tym konkretnym artykule redakcyjnym jest fatalna wada.

Asahi jako pierwsze doniosło, że „japońskie wojsko uprowadzało kobiety z Korei i zamieniało je w niewolnice seksualne”.

Ale kiedy premier Abe zdemaskował to jako kłamstwo, Asahi próbowało się wykręcić, mówiąc: „To byli prywatni kontrahenci, a nie państwo”.

To tylko sztuczka.

Asahi musi najpierw przeprosićza publikowanie kłamstw, które obrażają Japończyków.

Dopiero wtedy będzie można rozpocząć dyskusję o „kobietach do towarzystwa na polu bitwy”.

Ale byłem zdumiony.

Jako ktoś, kto odwiedza Kioto prawie codziennie i uważa je za swoje własne podwórko, byłem szczególnie uderzony naturalną jasnością komentarza, który przeczytałem:

“Japońskie wojsko było siłą narodu z samurajską tradycją. Dlatego też ceniło dyscyplinę ponad wszystko i najwyżej ceniło honor”.

(Sugeruje to, że kwestia kobiet do towarzystwa jest kompletnym zmyśleniem).

Pewna prawniczka ze Stanów Zjednoczonych – osoba, która prowadzi własną kancelarię prawną i jest świetnym profesjonalistą – przesłała na Twitterze angielskie tłumaczenie tego eseju z głośnym „Lubię to!”.

Stało się tak dlatego, że artykuł ten w 100% potwierdził prawdę zawartą w oryginalnym komentarzu.

(Wszystkie podkreślenia w tekście poza tytułem są moje).

Prostytutki przyjeżdżające wozem

Ale zanim cokolwiek innego, Asahi Shimbun musi posprzątać historyczne plamy pozostawione przez kłamstwa, którymi posmarowali go tak zwani „uczeni”.

Gdyby to zrobili, zaczęliby rozumieć, że wojna oznacza podbój wroga, a podbój oznacza grabież tego, co do niego należy.

Nawet islam, który powstał w VII wieku, naucza, że grabież jest dopuszczalna – o ile podział łupów wojennych jest sprawiedliwy.

A największy łup wojenny?

Są nim kobiety.

Porywanie i gwałcenie kobiet oznacza zanieczyszczanie linii krwi podbitego narodu lub ludu – wprowadzanie krwi zdobywcy i usuwanie czystości etnicznej.

Innymi słowy, akt podboju definiuje się jako grabież i gwałt.

Tak więc w całej historii narody i ludy na całym świecie prowadziły wojnę zgodnie z tą uniwersalną i odwieczną definicją.

Weźmy na przykład Rosjan.

Pod koniec II wojny światowej, kiedy najechali Berlin, zgwałcili około 130 000 niemieckich kobiet w ciągu zaledwie sześciu miesięcy.

10 000 zaszło w ciążę.

8 000 udało się usunąć ciążę, ale 2 000 urodziło dzieci mieszanej rasy o wąskich czołach i skośnych oczach, o jednoznacznie słowiańskim wyglądzie.

W XIII wieku Mongołowie wkroczyli do Europy i pozostawili po sobie niezliczone dzieci mieszanej rasy w regionach takich jak Iran i Rosja.

Kiedy u nowonarodzonego dziecka pojawiały się cechy mongolskie, było ono często wykluczane ze społeczeństwa.

Wyjaśniano to jako próbę przywrócenia czystości krwi – ale jako mongoloidalny Japończyk nie mogę powstrzymać się od odczuwania pewnego niepokoju z tego powodu.

Amerykanie również zachowywali się podobnie do Rosjan.

Po rozpoczęciu II wojny światowej amerykańscy żołnierze dopuścili się 400 gwałtów w samej Wielkiej Brytanii.

Na froncie europejskim odnotowano łącznie 14 000 gwałtów.

W Japonii, która poddała się bezwarunkowo, zachowanie było jeszcze bardziej brutalne.

Amerykańscy żołnierze wdzierali się do prywatnych domów, gwałcili żony i córki, a tych, którzy stawiali opór, zabijali.

Według danych Agencji Zakupów, w okresie okupacji zamordowano ponad 2600 cywilów.

Tego rodzaju zachowania były popełniane przez siły zbrojne na całym świecie.

Był jednak jeden wyjątek: Japonia.

Od pierwszej wojny chińsko-japońskiej japońskie wojsko działało zgodnie z przepisami, które zabraniały grabieży i gwałtów.

Dyscyplina ta obowiązywała podczas wojny rosyjsko-japońskiej, w Chinach, a nawet podczas wojny na Pacyfiku.

Jednak zmuszanie młodych żołnierzy do tłumienia swoich popędów na polu bitwy, gdzie życie toczy się na śmierć i życie, mogło prowadzić do rozpadu spójności jednostki.

Dlatego też w pobliżu pola bitwy pojawiły się burdele w dzielnicach czerwonych latarni.

Przypomina to scenę z East of Eden, historii rozgrywającej się w czasach amerykańskiej granicy, w której prostytutki podróżowały z miasta do miasta wozem.

To była ta sama koncepcja.

Gazeta, która nie potrafi mówić prawdy, powinna zostać zamknięta

(Wydanie z maja 2007)

Kim Wansop (Kim Wan-sŏp) był jednym z tych, którzy rozumieli wyjątkowe japońskie podejście do wysyłania wozów na pole bitwy w celu zachowania, przynajmniej częściowo, godności narodu przeciwnika.

Pisał o tym z uznaniem w swojej książce „A Vindication of the Pro-Japanese Faction”.

Historyk Ikuhiko Hata wyjaśnił, że liczba kobiet do towarzystwa wynosiła około 20 000, a połowa z nich była Japonkami.

Nawet historia o porwaniach Koreańczyków, którą Asahi Shimbun rozpowszechnił we współpracy z Seiji Yoshidą, została później zdementowana przez samych Koreańczyków.

Wojsko amerykańskie przeprowadziło własne wywiady z kobietami do towarzystwa.

Z zeznań zebranych na froncie w Birmie wynika, że koreańscy właściciele domów publicznych, którzy wykorzystywali kobiety, zostali wydaleni.

Odnotowano również, że kobiety otrzymywały jeden dzień odpoczynku tygodniowo i były poddawane obowiązkowym badaniom lekarskim pod kątem chorób wenerycznych.

Istnieją nawet zapisy dotyczące koreańskich kobiet, sprzedanych do prostytucji w celu spłacenia długów rodziców, które wróciły do domu po całkowitym spłaceniu tych długów.

1 kwietnia Asahi Shimbun ogłosił w swoim nowym wydaniu, że zaprzestanie publikowania kłamstw i zajął się kwestią kobiet do towarzystwa.

Chociaż artykuł – dla odmiany – nie był wypełniony kłamstwami, nadal brakowało mu uczciwości.

Mimo że mieli okazję przeprowadzić wywiad z Mikiem Hondą, nie zadali mu najbardziej oczywistego pytania:

Dlaczego kłamał?

Nie zakwestionowali też wątpliwej wiarygodności przytaczanych przez niego danych.

To było tak, jakby wysyłali dziecko na posyłki – całkowicie pozbawione treści.

Teraz, gdy przestali drukować kłamstwa, wydają się zdezorientowani tym, co w ogóle wolno im pisać.

Jeśli nie mogą informować o prawdzie, być może lepiej byłoby dla nich całkowicie zaprzestać publikacji.

Leave a Reply

Your email address will not be published.

CAPTCHA


This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.